Moi drodzy. Chyba nie muszę dużo pisać, wszystko wiecie z mediów. Ogarnia mnie jakieś dziwne uczucie, trochę rozczarowania i rezygnacji, ale też pogodzenia się z losem. Jedziemy dalej, wyprzedzamy kolejne załogi i nawet jazda się klei, ale to już ściganie się z wiatrem – przecież przyjechaliśmy tutaj po podium. Zepsuło się coś, na co nie mieliśmy żadnego wpływu; głupi kabelek od wspomagania. Myślałem, że uda się w miarę normalnie dojechać do mety po prostu utrzymując cały czas dużą prędkość, ale grząskość nawierzchnii i ukształtowanie terenu nie dały za wygraną. Do teraz bolą mnie barki i biceps od walki z oporem na kierownicy…
Trudno, nie udało się. Wykorzystamy ostatni odcinek na testowanie ustawień auta i nawiniemy kolejne cenne kilometry dakarowe. Tak jak Wam opowiadałem, samo uczestnictwo w tej imprezie to wielkie przeżycie, wiem już gdzie stoimy w stawce jako załoga i że możemy walczyć nawet o zwycięstwo.
Dzięki za słowa otuchy, ale dobrze już nie będzie… Wnioskami z tej edycji Dakaru wymienimy się przy najbliższym spotkaniu klubowym.
Hołek / Supercar Club Poland