Szybkie niedziele

Edycja 1950 Mille Miglia to koszmar mgły, deszczu, półmroku, śliskich dróg i wypadków. To krajobraz usiany wrakami Ferrari. Lecz gdy zwycięska błękitna berlinetta 195 S z numerem startowym 724 minęła metę w Brescii, wysiadł z niej 22-letni młodzieniec nienagannie odziany w koszulę, krawat i dwurzędówkę. Jeszcze przed chwilą rywalizował z całą grupą zawodników Grand Prix.Teraz był już w roli ambasadora własnej marki. Prezentował to, czemu cała rodzina zawdzięczała sławę, prestiż i majątek.

Bracia Marzotto w różnych edycjach Coppa d’Oro delle Dolomiti. Od lewej góry, zegarowo: Umberto na Ferrari 212 Export, 1952; Vittorio, Ferrari 225 S, 1952; Paolo, Ferrari 250 MM, 1953 (w drodze po zwycięstwo!) oraz Giannino, Ferrari 195 S, 1950 (również triumfator na mecie)

Giannino Marzotto był piątym z ośmiorga rodzeństwa. Osiadły w Valdagno pod Vicenzą ród od pokoleń rozwijał przemysł włókienniczy. W założonej w roku 1836 przędzalni wełny już w 4 lata później chodziło 80 krosien. Ojciec Giannina i jego braci powiększył firmę do rozmiarów koncernu słynnego w Londynie i Nowym Jorku, a produkcję wytwornych tkanin uzupełnił o eleganckie męskie ubiory. Wzniósł nawet miasteczko socjalne dla załogi wraz z letnią kolonią w Dolomitach. Wybiegając w przyszłość, w niedawnych czasach przedsiębiorstwo przejęło markę Hugo Boss, a następnie Valentino Fashion Group.

Giannino w najlepszych latach: perfekcyjny ambasador własnej marki odzieżowej

Kwartet

Synowie smak motoryzacji poznali tuż po wojnie, podbierając szoferowi rodzinną limuzynę na podjeździe okazałej willi w Valdagno. Wkrótce ścigali się amatorsko Lanciami Aprilia, by szybko zmienić je na pierwsze Ferrari, kupowane bezpośrednio u Enza w Maranello. Jak opisał ich Commendatore Ferrari? Najstarszy Vittorio był solidny i bezpieczny; umiał dojeżdżać do mety. Giannino – niezwykle szybki, twardy, a przy tym chłodny, bystry i inteligentny. Byłby świetnym zawodowcem, być może mistrzem. Paolo to muszkieter kierownicy. Fantazja i zuchwałość, lecz przy tym zawziętość… i dojrzała znajomość samochodów. Umberto jeździł dla hobby, z pańską elegancją.

Gentleman driver w każdym calu. Niedzielna wycieczka z dziewczyną, Cisitalią 202, to w istocie droga na start w wyścigu, który Umberto Marzotto ukończy na przyzwoitym miejscu w klasie 1100

Bracia Marzotto startowali w wyścigach drogowych i górskich oraz (rzadziej) torowych w latach 1948-55. Uniknęli poważnych wypadków, wyszumieli się i wrócili do kariery w przemyśle wełnianym. Ich specjalnością był rozgrywany w górach Triveneto, czyli „na własnym terenie”, Coppa d’Oro delle Dolomiti, który Giannino wygrał w roku 1950, a Paolo w latach 1952 i 53. Ale jak nie wspomnieć, że Vittorio triumfował w czerwcu 1952 r. w Grand Prix Monaco i przyjechał drugi w Mille Miglia 1954? Że Paolo był Mistrzem Włoch w kategorii Sport w roku 1952, w którym zwyciężył w Giro di Sicilia? A wraz z Giannino zajął na Ferrari piąte miejsce w zdominowanej przez Jaguary edycji 1953 Le Mans.

Sukces Vittoria Marzotto: wygrana w Grand Prix Monaco 1952 na Ferrari 225 S, przed Eugenio Castellottim. Legendarny zakręt Tabac przy porcie

Inteligentnie odważny

Giannino wyróżnił się najbardziej. W roku 1953 po raz drugi wygrał Mille Miglia. Pogoda dopisała, więc prędkości były bardzo wysokie. Na dystansie 1512 km, jadąc zwykłymi drogami z Brescii do Rzymu i inną trasą z powrotem, bez zmiany i bez przerwy, uzyskał średnią 142 km/h. Za kierownicę spidera (Ferrari 340 America) na koszulę i krawat założył pulower, ale dwurzędówkę wiózł w bagażniku – specjalnie na metę. „Wyścig, to stuprocentowa koncentracja” – komentował.- „Nic nie powinno przeszkadzać. Kombinezonów nie lubię; na co dzień przywykłem do koszuli, krawata, marynarki. W nich czuję się sobą i nic mnie nie rozprasza.”

Ta scena oznaczać może tylko jedno. Zwycięski Giannino na mecie Mille Miglia 1953 – drugiej wygranej przez siebie edycji, po roku 1951

Prędkość Giannino zawsze określał w metrach na sekundę. Argumentował, że to wiąże się bezpośrednio z widzeniem drogi, refleksem, decyzjami w technice jazdy i ze świadomością konsekwencji. „Kilometry na godzinę? Z żadną prędkością nie jadę przez całą godzinę.”

W sumie wziął udział w 18 wyścigach. Osiem z nich wygrał. Z ośmiu odpadł, za każdym razem będąc na prowadzeniu. Wybitny kierowca w wyścigach drogowych, amator mierzący się z mistrzami formatu światowego, mówił o sobie: „Talent musiał w tym być, bo nie zdążyłem poprzeć go pracą. Wycofałem się, zanim nabrałem doświadczenia. Wezwała mnie kariera przedsiębiorcy, moje główne powołanie.”

Le Mans, 13 czerwca 1953. Eskę przy Tertre Rouge pokonują Bonetto na Lancii D20, Ferrari 340 MM załogi Giannino i Paolo Marzotto i Aston Martin DB3 S Petera Collinsa. Bracia z Valdagno zajmą na mecie 5 miejsce w klasyfikacji generalnej

Aforysta

Z biegiem lat Giannino wyrósł na najbarwniejszego z braci. Wytrawny biznesmen, pomysłodawca i inwestor sieci Jolly Hotels, koneser życia, żeglarz, pilot samolotów, pianista, alpinista, autor wspomnień i książki kucharskiej. W wywiadach umiał błysnąć celną, lapidarną myślą. „Co jest szczęściem? Intensywność. Nieszczęściem? Nuda. Znaczenie zwycięstwa? Ja ścigam się dla przyjemności. Zwycięstwo ją kończy. Szybkość? Jak wspinaczka wysokogórska – daje poczucie odpowiedzialnej samotności. Strach? Wyścig, to napięcie, a ono wyklucza strach. Jest pełnym refleksu opanowaniem. Odwaga? Nie znam jej. Znam kalkulację ryzyka. Dochodzenie do granicy; balansowanie tak, by nie spaść. Kim jest mistrz? Gdy pokonasz ten zakręt 99 km/h, będziesz miernotą. Jeśli spróbujesz 101, będziesz trupem. Mistrz nie jest ani miernotą, ani trupem. Rywalizacja z braćmi? Potwornie zacięta, dopóki trwa walka na trasie. Gdy mam defekt i odpadam, zastępuje ją straszna obawa o nich. Latać jest trudniej, niż jeździć szybko? [Giannino jako pilot wylatał ponad 4 tys. godzin małymi i średnimi samolotami]. Nie – znacznie łatwiej. Latanie, to zbiór rygorów, procedur, reguł. Za kierownicą musisz sam wypracować swoje rygory – tym, jak postrzegasz relację maszyny do drogi i siebie do maszyny. Sam musisz dojść do tego, co ujdzie, a co nie.

A kim jest kobieta? „Demonem, bez którego życie byłoby piekłem.”

Popisowe przejście slajdem przez tunel na szutrze. Giannino na Ferrari 195 S krótko po starcie do wyścigu Coppa d’Oro delle Dolomiti 1950, w którym zwyciężył. Jechaliśmy tą trasą w 2017 r., już po asfalcie, ultranowoczesnymi Ferrari, Lamborghini, Porsche, McLarenem. Rozwinięcie średniej 85 km/h, z jaką jechał Marzotto, było poza naszym zasięgiem…

Giannino na Ferrari 195 S Berlinetta (nr 724) na trasie Mille Miglia 1950, w walce z Dorino Serafinim na Ferrari 195 S Barchetta (nr 733) i z bratem Vittorio (Ferrari 195 S, nr 722). Efektowna, lecz fałszywa impresja malarska: w Mille Miglia numery wskazywały godzinę i minutę startu, zatem rywal z 733 miałby 9 minut przewagi. W rzeczywistości Giannino wygrał wyścig, Serafini był drugi, a Vittorio dziewiąty

W 40 lat później. Od lewej: Vittorio, Paolo, Pietro (nie ścigał się), Giannino i Umberto Marzotto

Powrót

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *