Przełomowy model producenta z Gaydon. Każdy o nim słyszał, niemal nikt nie widział. Mamy jedyny egzemplarz w Polsce.
Samochód, który wyprzedził swoje czasy i wywołał mnóstwo kontrowersji. A przecież wszyscy w swojej pasji ulegamy niedostępności, symbolom oraz potrzebom zaszczepionym przez guru marketingu. Dziś, gdziekolwiek się pojawia, manifestuje prawdziwy luksus i najwyższą kulturę motoryzacyjną. Aston Martin Cygnet dołączył do klubowego garażu.
Docenili go możni
Zgodnie z polityką topowych manufaktur samochodów, możliwość zakupu tak ekskluzywnego modelu trafiła pierw do kolekcjonerów z długą listą wspólnie spełnionych marzeń.
Pierwszym klientem, który odebrał Cygneta, był legendarny brytyjski kierowca – Sir Stirling Moss. Samochód w klasycznym malowaniu Aston Martin Racing Green był prezentem-niespodzianką dla żony Susie. Zaprezentowano go w londyńskim Royal Automobile Club podczas prywatnej uroczystości urodzinowej. Jak powiedział sam Moss: „od chwili, w której zobaczyłem przedprodukcyjny model, wiedziałem, że będzie to idealny samochód dla Susie – mały kawałek brytyjskiego luksusu, idealny do naszego życia w mieście”. Zwieńczeniem wyjątkowej historii była tablica rejestracyjna SM 7 Cygneta Mossa, nawiązująca do szczęśliwego numeru startowego zwycięzcy 219 z 529 wyścigów, w których wystartował.
Kto kwestionuje wartość tego modelu w gamie marki, chyba nigdy nie uszył garnituru na Savile Row.
Jedyny taki
Finalnie licznik produkcji Cygneta zatrzymał się na 300* egzemplarzach (*wg większości źródeł) – to limitacja typowa dla aut z półki hypercarów. Oprócz projektu tylnych świateł, najmniejszy Aston Martin dzieli część listy opcji z One-77. W istocie cały Cygnet był jednym z dodatków, w które można było wzbogacić konfigurację limitowanego do 77 egzemplarzy hypercara. Gdyby ktoś pytał nas o wymarzony „2 car garage”…
Gdzie dziś można spotkać Cygneta? Samochody takie jak ten rzadko opuszczają pilnie strzeżone garaże. Spotkanie go na drodze graniczy z cudem. Podziwiamy szczególnie tych, którzy mają odwagę (a wręcz fantazję) wyjechać tak cennym eksponatem na ciasne londyńskie, czy paryskie uliczki, bo to tam pojawiają się najczęściej. Według opinii tych szczęśliwców, w miejskich misjach Cygnet sprawdza się zdecydowanie najlepiej z gamy Aston Martina. Dziwne, że przy całej charyzmie najmniejszego Astona, James Bond nigdy nie wystąpił u jego boku.
Jeden z warszawskich serwisów superaut twierdzi, że niegdyś przejazdem pojawił się u nich egzemplarz na zagranicznych rejestracjach. W archiwach carspotterskich brak wzmianek na temat innych Cygnetów w kraju, stąd dumnie przyjmujemy, że klubowy egzemplarz to jedyny w Polsce. Przed przeprowadzką do klubowego garażu nadawał szyku krakowskim ulicom.
Świat kolekcjonerów już docenił ten samochód. Jeśli jakiś egzemplarz pojawi się na rynku lub aukcji, ceny daleko przekraczają katalogowe, a zakup auta w pożądanej specyfikacji może oznaczać parę lat poszukiwań. Oprócz zaporowych kwot, na rynku Cygnetów zaskakują również niskie przebiegi – widać typowo niedzielny charakter użytku na słoneczne przejażdżki.
Wyżej ceni się tylko Cygnet V8. One-off od dywizji Q Aston Martina. Święty Graal powstał, gdy jeden z największych pasjonatów marki zapragnął połączyć V8 Vantage S z najmniejszym Astonem. Tak powstał istny gokart Frankensteina, który raz na kilka lat pojawia się na najbardziej uznanych festiwalach i konkursach motoryzacyjnych, by skraść show.
Biżuteryjny kunszt
Niczym w Lagondzie, we wnętrzu trudno znaleźć skrawek nieobszyty skórą lub alcantarą z typowymi dla Aston Martina kontrastowymi przeszyciami. Dział specjalnych zamówień Q pozwalał spersonalizować Cygneta według własnej wizji, do ulubionego auta w kolekcji, czy ulubionej torebki Birkin. Część elementów produkowane było ręcznie. To przeciwieństwo prêt-à-porter dzisiejszej motoryzacji.
Każdy egzemplarz oddycha przez ikoniczny grill Aston Martina. Na błotnikach nie zabrakło charakterystycznych kratek, zastosowanie wlotów powietrza przy reflektorach znają tylko inżynierowie z Gaydon – wolimy im zaufać. Maskę zdobią dumne kratki odprowadzające gorące powietrze z komory silnika, gdy ktoś odważy się wykrzesać pełną moc wolnossącej, czterocylindrowej jednostki.
Skąd kontrowersje przy zachowaniu budowy i jakości typowej dla marki ze skrzydlatym logo? W jej ponad 100-letniej historii żaden inny model nie odbiegał formą równie mocno od pozostałych, ale też nie czerpał z obcej myśli technicznej. Znając klubowego DBX707, możemy tylko uspokoić, że wnioski zostały wyciągnięte.
iQ wyższych sfer
Oczywiście znajdą się tacy, którzy dostrzegą w tym brytyjskim garniturze podszewkę z japońskiego jedwabiu produkcji Toyoty, ale charakter, detale i emocje, jakie towarzyszą jeździe Cygnetem, przywołują wspomnienia najlepszych GT ze Zjednoczonego Królestwa. Powstał, by posiadacze Aston Martina nie musieli rozstawać się z ukochaną marką w jeździe miejskiej.
Cygnet swoim jestestwem przysłużył się jeszcze jednej kwestii. Aston Martin mógł dalej produkować cudowne V12 daleko odbiegające od norm, a ich właściciele wspierać „zielonych” nawet jako polityczni laburzyści lub torysi. Wszak w towarzystwie nie wypada emitować gazów. Szczególnie brukselskie elity wzięły to sobie do serca.
My od polityki trzymamy się z dala, ale z Cygnetem można mieć Londyn w Warszawie.