Jak dużo mocy to za dużo?
Zanim przeczytasz dalej – zastanów się i odpowiedz.
99% z nas powie – nie ma czegoś takiego jak nadmiar mocy. Zawsze może być więcej.
Mój szacunek zyskuje ten, kto stwierdzi, że to zależy od drogi i celu jazdy.
Oczywiście – rozumiem Hołka, który mówi, że więcej mocy to lepszy czas na odcinku specjalnym. Sport rządzi się swoimi prawami.
Ale jazda dla przyjemności rządzi się innymi. Gdy jadę dla własnej frajdy, zbyt dużo mocy mi przeszkadza; odbiera jej część. Zbyt mocne w stosunku do drogi auto sprawia, że niemal nigdy nie wykorzystuję jego pełni możliwości i większość czasu zastanawiam się, jakby to było, gdybym mógł trzymać gaz w podłodze a nie stale suszyć (jechać na pół gwizdka). To bardziej frustruje niż cieszy. Jest niemal jak jazda supersamochodem w korku – taki świetny a nie mam jak mu rozprostować nóg.
Kluczowe jest pojęcie „w stosunku do drogi” – na autostradzie faktycznie nie istnieje pojęcie zbyt dużej mocy. Ale nas nie interesują autostrady, tylko ciekawe, techniczne drogi, na których kierowca musi prowadzić auto a nie tylko w nim siedzieć. Takie drogi, po jakich jeździmy na klubowych wyprawach gran turismo. Drogi kipiące zakrętami, podjazdami, drobnymi zmianami profili, lekkimi podbiciami, zmianami nawierzchni, przejściami przez otwarte i ślepe sekcje. Drogi z własnym rytmem. Wymagające.
Satysfakcjonujące.
Na takich drogach czasem 100 koni to dużo. Czasem 300 koni jest akurat.
Czasem można wykorzystać i 500. Jedno jest dla nich wspólne – to one dyktują przyjemność, nie moc. Moc jest dodatkiem.
Gdy auto jest za mocne w stosunku do drogi, jazda nim za bardzo wybiega
– trzeba stale myśleć na trzy zakręty naprzód, stale przewidywać to, co jeszcze ledwo widoczne na horyzoncie, bo tak mocne auto będzie tam za moment. Za mało uwagi pozostaje na cieszenie się tym, co akurat dzieje się pod kołami. Na delektowanie się wyczuwaniem auta, pracy zawieszenia, operowanie pedałami i kierownicą. Jazda zmienia się w bronienie przed nadmiarem prędkości, zamiast zabieganiem o jej właściwą ilość.
Dlatego tak starannie dobieramy drogi na nasze wyprawy – żeby były właściwe do mocy naszych aut. I nie oznacza to samych prostych; przeciwnie – oznacza to drogi techniczne, ale płynne.
Co zrobić, gdy jednak mocy jest za dużo? Po prostu – jechać płynnie, na możliwie niedużych amplitudach gazu i hamulca. Zamiast „pełny gaz – pełny hamulec” obrać technikę „tyle gazu ile trzeba, aby lekkim dohamowaniem przygotować następny zakręt”. Jechać możliwie płaską sinusoidą prędkości i cieszyć się pracą auta a nie walczyć z jego narowistością. Tego chcemy i będziemy się uczyć, bo to daje przyjemność z jazdy. A ta jest naszym celem ostatecznym.
Kamil / Supercar Club Poland