Co tam panie w roadsterach?

Japończyki trzymają się mocno. A dokładniej, nikt poza Japończykami już się nie trzyma.

Porsche Boxster i Jaguar F-Type z floty Supercar Club Poland

Jaki mamy dziś wybór klasycznych roadsterów, czyli małych, lekkich, tylnonapędowych i oczywistych w prowadzeniu aut bez dachu? Tworzonych od początku jako roadstery, nie przerabiane z kompaktów czy coupé. Niby jest ich trochę. Pierwszy na myśl przychodzi Boxster. Ale w istocie to kawał wozu – nie jest ani mały, ani lekki, ani nawet intuicyjny w prowadzeniu, mimo że prowadzi się świetnie, ba, genialnie. Jaguar F-Type – równie udany sportowy samochód bez dachu, ale tylko dzięki inżynierii zawieszenia i wspomagania maskuje swoje 1700 kg. Każda kolejna generacja BMW Z4 coraz bardziej zbliża się do 2 ton. Po dobrym przeglądzie rynku okazuje się, że na placu boju, poza niszowymi i odpowiednio drogimi Lotusami, Caterhamami czy Alfą 4C Spider, pozostają w zasadzie tylko Mazda MX-5 oraz Fiat 124. Czyli MX-5.

Jak to się zaczęło?

30 lat temu Mazda w przebłysku humoru wybrała Wietrzne Miasto na miejsce premiery nowego modelu do jazdy z otwartym dachem. Nikt raczej nie spodziewał się, że 30 lat później MX-5 będzie dalej istnieć – w czwartej generacji i doskonałej formie. Znowu w Chicago, na Auto Show 2019, swą premierę ma rocznicowa edycja specjalna: MX-5 30th Anniversary.

Mazda MX-5 – klasyka globalna i ponadczasowa

W historii Mazdy MX-5 (w USA nazywanej Miata) niespodzianek było więcej. W połowie lat 80. mało kto oczekiwał, że właśnie Japończycy wykorzystają dogodne miejsce na rynku – dostrzegalne już wtedy, a z perspektywy czasu oczywiste. Okres dobrej koniunktury, coraz lepszej z końcem dekady, zbiegał się z posuchą oferty w segmencie roadsterów. Tych klasycznych, a więc lekkich, prostych, względnie przystępnych – ani udziwnianych, ani komplikowanych, zachowujących turystyczno-sportowy charakter bez ciągot ku szczytom osiągów i mocy.

Rozkwit bez kontynuacji

Od połowy wieku ich najobfitszym źródłem była Anglia. Szły istną ławicą, od skromnego Jowett Jupitera przez AC Ace, trzy serie (A, B i C) bardzo popularnego MG i kolejne Triumphy serii TR. Dalej Austin Healey Sprite i jego znamienitszy kuzyn Healey 3000. Z kolei we Włoszech, gdzie roadstery zwano spiderami, sugestywne połączenie takiego auta z malowniczym krajobrazem śródziemnomorskim wyryły w zbiorowej wyobraźni m.in. odkryte Fiaty od 1100 do 1600, małe 850 Spyder, większe 124 Spider oraz przede wszystkim Alfa Romeo – kolejne Giulietty i Giulie Spider, tyleż wdzięczne, co fascynujące technicznie. To właśnie klasyczne roadstery – nie ekskluzywne, jak BMW 507, Jaguary czy niektóre Lancie. I nie supersportowe, jak odkryte wersje Ferrari, ani też dorosłe, dostojne jak Mercedesy z dwoma rzędami siedzeń.

MGB – klasyka lat 60. w wydaniu brytyjskim

Wielu brytyjskim roadsterom brakowało urody, ale Triumph TR6 naprawdę mógł się podobać

Samochody tego typu, niczym mopsik przy rodzinie, nie miały codziennych obowiązków. Służyły przyjemności – jako element stylu, rekwizyt miłego spędzania czasu, zabawka towarzyska o zabarwieniu sportowym, lecz daleka od zimnej stoperowej skuteczności. Powie ktoś: to próżność, są jak bezczynne hrabianki bez poważnego zajęcia i ambicji. Cóż, kiedyś i te pełniły w społeczeństwie swą rolę – przekazywały modę i maniery, rozumiały poezję, grywały na fortepianie Ravela i Czajkowskiego. Historia wykruszyła je do cna i tak samo nic prawie nie pozostało z klasycznych roadsterów sprzed 30 lat. Po Anglii kołatały przestarzałe MGB, straszył szpetotą Reliant Scimitar. Alfa Spider imponowała długowiecznością, bo roadster dobrze znosi bieg lat, służą mu lekkie zmarszczki. Ogólnie jednak krajobraz zza lekkiej owiewki opustoszał. Włoski przemysł motoryzacyjny borykał się z typowymi dla siebie problemami, których w sporej mierze sam sobie nastręczał; brytyjski pochłonięty był pilnym i systematycznym wymieraniem.

Fiat 124 Spider – czasy piękne, lecz bezpowrotne

Ci, co śmieli potrafić

Mazda MX-5 z 1989 roku to dzieło niezwykłe. Nikt nie wątpił, że w Japonii umieją zdjąć miarę z urządzenia technicznego i wykonać je lepiej, konsekwentniej, z większą precyzją. Ale odtworzyć ten styl życia, zaszczepić autu towarzyski hedonizm, modę, nonszalancję i swoiste lekkoduchostwo, cechy obce przecież japońskiej mentalności? Strategicznie dedykować go na rynek USA, lecz i w Europie nasycić wielki popyt? Sukces em-iks-piątki był jak nokaut. Błyskawiczny. Powalający.

Reakcja rywali? Jak słaby cios po nokaucie, spóźniony i niecelny. Lotus Elan M100 miał renomę marki, ale i dwie wady dyskwalifikujące go z roli klasycznego roadstera: przedni napęd i turbodoładowanie. Nie pomogły deklaracje firmy, w tych latach liczonej na posadzce ringu, że „na danym odcinku drogi taki układ będzie zawsze szybszy od tylnego napędu”. Owszem, tyle że to recepta z innej kuchni – na hot hatcha, GTI, nie na modny dżentelmeński roadster. Nie odniósł sukcesu niekonsekwentny, awaryjny Rover MG-F. Egzotyczny i kapryśny, „garażowy” TVR Griffith zajął mikroskopijną niszę. Zbyt specyficzna była Toyota MR2 Cabrio; Honda S2000, technicznie genialna, jednak bez gracji w swym napięciu i agresji. Lepiej radziło sobie BMW Z3, lecz jego osiągi w wersjach innych niż M wzbudzały niedosyt: oczekiwania wobec marki przesłaniały fakt, że w tym typie to powinno wystarczać.

TVR Griffith: prosty, gładki, potężny, a jednak wybredny i chorowity. Jego markowy skrót złośliwi rozwijali do Tow Vehicle Required…

Geniusz prostoty i kontynuacji

Tymczasem MX-5 kwitła i ewoluowała. Zadziwiająco odwzorowała atuty gatunku: prostotę, lekkość i zwinność dające poczucie swobody i radości za kierownicą. Bezpretensjonalność i zdolność wzbudzania sympatii, a nie drogowej zawziętości i zawiści. Oprócz kolejnych generacji pojawiała się w limitowanych edycjach rocznicowych – na 10-, 20- i 25-lecie, do których w tych dniach dołącza 30th Anniversary. Oparła się pokusom zboczenia z klasycznego szlaku ku technicznej komplikacji, przyrostom mocy, gabarytów i masy. Nie pobłądziła w zbytek wygód i w poziom cen to the happy few. Sprzedała na świecie już ponad milion egzemplarzy. Posiadła eliksir młodości, bo producent stale ją wspiera, nie traktując jak niszowy samograj, stale dbając o rozwój – ewolucyjny, nie rewolucyjny, niczym 911. Aktualna konkurencja? Niech świadczy fakt, że Włosi, niegdyś tuzy w segmencie, zapożyczyli MX-5 dla nowego Fiata 124 Spider.

Mazda MX-5 30th Anniversary – najnowsza, limitowana, prosto z 2019 Chicago Auto Show

Jedyną skazą wydaje się to, że Mazda instruuje nas, jak rozumieć i odczuwać charakter tego auta. Nie szczędzi słów, by pouczyć, na czym polega doznanie dynamicznego zrośnięcia się kierowcy z pojazdem. A przecież na tym polegał czar klasycznego roadstera; dżentelmen odczuwał to samodzielnie i w tym, prócz mody i stylu, widział jego wartość. Na to jednak nie ma rady: drzewiej kelner przynosił wyborną potrawę, którą sami umieliśmy docenić. Dziś pręży się nad stołem i sumiennie recytuje, co, z czego i jak przyrządzono, abyśmy czasem nie przeoczyli, że marketing to planety Ziemia nowy, czwarty wymiar.

MX-5 30th Anniversary czyli gatunek przetrwał i kwitnie

Powrót

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *