GT Adriatica 2021

Na tradycyjną jesienną wyprawę Supercar Clubu wybraliśmy się na Bałkany. Pojechaliśmy tam po raz drugi, dalej i śmielej niż za pierwszym razem, bowiem trasa licząca prawie 1200 km prowadziła przez trzy kraje – oprócz Chorwacji także Bośnię i Czarnogórę.

W ciągu pięciu pogodnych dni wrześniowych rozległe panoramy wybrzeża dalmatyńskiego przeplatały się za oknami aut z widokami na egzotyczne wapienne płaskowyże w głębi lądu. Kontrastem dla architektury miast historycznych była nowoczesność luksusowych hoteli. Kokpity sportowych samochodów zamieniliśmy na jedno popołudnie na pokłady szybkich łodzi motorowych, a oślepiające światło południa Europy ustąpiło miejsca lasom i soczystej zieleni półwyspu Istria. Tego, co niezmienne też nam nie zabrakło: doskonałej kuchni, pełnej darów morza, satysfakcji z prowadzenia samochodów w warunkach stworzonych do jazdy w stylu GT i przede wszystkim świetnych humorów – w tak dobranej grupie 16 uczestników inaczej być po prostu nie mogło.

Wyjazd poza granice UE nie był dla klubu oczywistą decyzją. Więcej formalności, chwile czekania na przejściach granicznych – okazało się jednak, że było warto i to potrójnie. Porto Montenegro, ultraluksusowy resort wzniesiony na terenie dawnej stoczni wojennej w Czarnogórze robi kolosalne wrażenie swą skalą i rozmachem. Trudno zdecydować, czy bardziej imponują superjachty w marinie, czy jedyny w swoim rodzaju bar ze stolikami poniżej tafli geometrycznych sadzawek i płytami szlachetnego onyksu podświetlonymi na kolor Campari. Nie wspominając o Portonovi – całkiem nowym i bodaj jeszcze bardziej ekskluzywnym kompleksie, gdzie czekał na nas pierwszy lunch na trasie z lotniska. Drugim atutem tej trasy był krajobraz Zatoki Kotorskiej, którą objechaliśmy wokół, a trzecim – puste, szybkie drogi w Bośni, z dala od morza i ruchu turystycznego, na których z przekonaniem sięgaliśmy po moc silników.

Dubrownik, kulturalną perłę Chorwacji, zapamiętamy ze spaceru śladami Gry o Tron i z kolacji z nastrojowym widokiem na mury fortu Lovrijenac na nadmorskiej skale. Jadranską Cestę, drogę biegnącą wzdłuż brzegów Chorwacji, wykorzystaliśmy na kilku odcinkach – tak, by jazda krajobrazowa w scenerii stworzonej dla naszych cabrio przeplatała się z pustą, gładką autostradą: to przecież dwa różne oblicza przyjemności jazdy autami sportowymi. Emocjonujących zakrętów wśród skał, z widokiem na całę flotylle wysp Dalmacji, dostarczył nam zjazd z gór z powrotem na brzeg, do mariny Trogir – po to, by na lunch na wyspie Maslinica dopłynąć po czystej fali Adriatyku, która pod kadłubami speedboatów utwardza się jak amortyzatory naszych McLarenów.

Zabraknie tu miejsca, by opisać wszystkie mocne strony wyprawy, ale kilka scen na pewno zachęci nieobecnych, by dołączyć do nas następnym razem: awangardowy, eliptyczny hotel z promenadą na dachu, kieliszkiem Mumm przed północą i widokiem przez wody zatoki na marinę i stare miasto Szybenik. Koncert w mocnym trio kierownica-gaz-hamulec na rewelacyjnych górskich asfaltach u stoków góry Velebit. Wizyta w najznaczniejszej winnicy istryjskiej i kolacja tematyczna w restauracji wyróżnionej gwiazdką Michelin. Szkoda tylko, że tak szybko nadszedł piąty, ostatni dzień naszej Adriatiki. Nadmorski taras pełnej klimatu gospody w Opatiji i wyśmienity lunch poprzedzały drogę na lotnisko, w której chyba wszyscy obiecywali sobie jedno: tę wspólną przygodę, zsumowaną słowami dobre towarzystwo, jazda, krajobrazy, kuchnia i wino, stanowczo trzeba powtórzyć. Bo przecież tworzenie kolejnych wypraw Supercar Clubu jest naszą niezmienną ambicją i radością.

Powrót

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *