Kończący się rok był wyjątkowy pod względem pogody. Jednak na starość, w połowie grudnia, nawet on przynosi deszcze i mokre drogi. A w supersamochodzie jedyną rozsądną taktyką w razie deszczu jest niedopuszczanie do poślizgu.
Większość wypadków z udziałem supersamochodów ma miejsce, gdy pada. Deszcz jest ich największym wrogiem.
Supersamochody mają ogromne możliwości na suchym. Monstrualne opony o płytkim bieżniku kleją się do ciepłego asfaltu. Sztywne zawieszenia minimalizują przechyły. Niski środek ciężkości pozwala na jazdę z przeciążeniami bocznymi przekraczającymi 1 g.
Na tę potężną przyczepność z mechaniki nakłada się dodatkowa, zdobyta elektronicznie. Systemy kontroli trakcji i stabilizacji eliminują problemy nadmiaru siły napędowej i korygują ew. błędy kierowcy, zaś systemy rozdzielające moment obrotowy (np. PTV w Porsche 911 Turbo) przesuwają limity jeszcze dalej, inteligentnie zarządzając przyczepnością dostępną pod każdym z czterech kół z osobna. Wrażenie z jazdy jest takie, jakby auto było przyspawane do drogi. To wymusza styl jazdy „na okrągło”, czyli na pełnej przyczepności.
Gdy spadnie deszcz, sytuacja zmienia się diametralnie. To, co było przewagą na suchym, staje się przekleństwem. Ultraszerokie opony nie są w stanie odprowadzać wody i wpadają w aquaplaning znacznie szybciej niż 205 czy nawet 225 (z tego powodu w rajdówkach zakłada się na wodę węższe opony, tzw. deszcze). Zawieszenie bez odpowiedniego skoku nie informuje wystarczająco o przyczepności. Jej utrata jest gwałtowna i niespodziewana. Często zaskakuje kierowcę. Niski środek ciężkości powoduje, że gdy supersamochód straci przyczepność, to bardzo długo ją odzyskuje – niesie go i niesie w poślizgu. Zwykle brakuje drogi, aby się w niej zmieścić. Nie sprawdzają się też systemy elektroniczne – ich skuteczność jest ściśle powiązana z przyczepnością opon. Tylko nią mogą sprytnie żonglować. Gdy jej nie ma, stają się bezradne, często wręcz utrudniając kierowcy próby ratowania sytuacji.
Auta stworzone do jazdy poza przyczepnością – kontrolowanymi poślizgami – takie jak Lancer Evo czy Impreza STi – są przeciwstawieństwami konstrukcyjnymi supersamochodów. Są wysokie, mają relatywnie wąskie opony i bardzo plastyczne zawieszenia. Nie opierają swej przyczepności na elektronice, ale na mechanice i wyczuwalności. Dlatego Subaru Impreza tak bajecznie prowadzi się na śliskim.
Gdy pada deszcz, jeżdżę supersamochodami wolniej niż większość otaczającego mnie ruchu. Wiem, jak potwornie trudno opanować poślizg na mokrym w takim aucie. Jedyna rozsądna taktyka w razie deszczu to niedopuszczanie do poślizgu. Na to nie ma geniusza kierownicy – jeśli nie ma czym kierować, nikt nie jest w stanie nic zrobić.
Nie bez powodu większość supersamochodów kończy życie w deszczu. Także te prowadzone przez mistrzów. Nawet mistrz stabilności jazdy, obecne Porsche 911 Turbo, na mokrym – przez spory nadmiar momentu obrotowego – może być bardzo trudne w prowadzeniu. Jak widać…
Krzysztof Hołowczyc