Mocny

Lamborghini Gallardo LP560-4 to moc w najczystszej postaci

Długo zastanawiałem się, co napisać po pierwszym kontakcie z Lambo. Z opisywaniem odczuć motoryzacyjnych wiąże się wieczny dylemat między byciem zbyt egzaltowanym a zbyt schematycznym. Łatwo popadać w skrajne wartościowania, gdy dane auto po prostu się lubi za coś lub ma się pozytywne skojarzenia z przeszłości. Czasem przesłania to całościowy odbiór auta, jego największe wady czy zalety. Dlatego po długim namyśle powiem krótko – jest mocny.

Moc jest wpisana w naturę Lambo, pasuje do niego jak jaskrawy pomarańczowy kolor, złoty byk na masce, hałas z wydechu po przekroczeniu 4 tys. obrotów. Czysta moc. W Porsche 911 Turbo czy Nissanie GT-R dominantą nie jest moc ale moment. Zachwycam się za każdym razem jego zalewem, który od średnich obrotów konsekwentnie przykleja do fotela ze stałą intensywnością. Trochę jak w odrzutowcu. Z Gallardo LP560-4 jest inaczej i, o rany, o ile piękniej. Robiłem sobie takie oto doświadczenie.

Staję na światłach i ruszając nie wciskam więcej niż ćwierć gazu. Od razu wyskakuje przede mnie chmara służbowych Opli i Fordów, które zawsze próbują coś (nie wiem co) udowadniać. Cierpliwie trzymam tyle samo gazu. Wraz z obrotami przychodzi cudowne uczucie narastania czystej wolnossącej mocy. Czuję, że pod prawą stopą tyka bomba, która z przesuwaniem się wskazówki obrotomierza zbliża się do eksplozji. Wsłuchując się w podtrzymującą napięcie muzykę dziesięciu cylindrów nawet nie zauważam, kiedy wszystko jest już daleko w tyle. Dzieje się to tak płynnie, że ciężko zidentyfikować moment nadejścia tej nadzwyczajnej siły. Pierwsze wrażenie „GT-R jest o wiele szybszy” mija, kiedy tylko spojrzę na prędkościomierz. Już 220 km/h…

Gallardo to bardzo kompletny samochód. Znajdziesz tu wszystko w optymalnych proporcjach. Jest absolutna autostradowa stabilność, która nie przeszkadza w komforcie jazdy po nierównych drogach. Tony mechanicznej przyczepności w ciasnych zakrętach kojarzą mi się z Lancerem Evo, choć nie czuć tu podobnej walki kierowcy z samochodem. Jest prawidłowo głośny, choć aktywny wydech pozwala spokojnie pokonywać trasowe kilometry. Jest guzik Sport, który chcesz mieć cały czas włączony i guzik A („automat”), który zamienia wart ponad milion złotych supersamochód w spokojną limuzynę. W zasadzie jest tylko jedna cecha, której nie zmienia żaden przycisk – to jego niepomijalność na drodze. Współczesna motoryzacja nie wymyśliła jeszcze nic bardziej spektakularnego niż ryczące pomarańczowe Lamborghini.

Wojtek / Klubowicz Supercar Club Poland

Powrót

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *