Biały Dom
(inny niż myślisz)

Maison Blanche – biały dom na dawnej trasie 24 H Le Mans to miejsce kultowe. Niepozorne gospodarstwo chłopskie, które znalazło się o metr od trasy wyścigu, przez prawie 50 lat było świadkiem dramatycznych zmagań samochodów wyścigowych, które w ciągu tego półwiecza ewoluowały od Bentleyów 3 Litre do Porsche 917. Choć zmieniona nitka toru już od dawna omija Biały Dom, do dziś każdy fan sportu samochodowego zna ten charakterystyczny budynek.

W dziejach sportu samochodowego są miejsca szczególne, z pozoru banalne, a trwale zapisane w zbiorowej wyobraźni. Maison Blanche pod Le Mans stoi przy samej trasie wyścigu. Z biegiem zdarzeń i lat okrywał go nalot emocji, przeżywanych niegdyś dramatów i euforii. Na zdjęciach zmieniały się czasy, barwy i kształty, a on trwał niewzruszony – wizualny symbol historii, która toczyła się u jego progu.

Biały Dom – spotkanie 1

Wieczór 18 czerwca 1927 r. Przesilenie letnie blisko, ale pochmurne niebo ściemnia się wcześniej. Zaczyna mżyć. W 5. edycji 24 Godzin Le Mans prowadzą faworyci – trzy Bentleye. Ich załogi walczą o rewanż i nowy triumf po wygranej w 1924 r. i dwóch latach niepowodzeń, gdy brytyjskie auta nie docierały do mety. Chyba najbardziej zwycięstwa pragnie Sammy Davis, który rok wcześniej w ostatniej godzinie wyścigu wysunął się na drugie miejsce, po czym przestrzelił prostą Mulsanne i ugrzązł w piaskowej skarpie.

Mija 21:40. Francuski samochód z mniejszej klasy mijając Maison Blanche obraca się na mokrej nawierzchni i staje w poprzek trasy. Leslie Callingham w prowadzącym Bentleyu 4.5 Litre „Old Mother Gun” z numerem 1 zamiast zdublować wolniejszego rywala, uderza w niego z pełnym impetem. Auta zsuwają się do rowu, ale częściowo tarasują drogę. W ciemności nadjeżdża George Duller w Bentleyu z nr 2 – on też za późno dostrzega przeszkodę i rozbija się o nią. Po chwili pojawia trzeci i ostatni fabryczny wóz Bentley Motors. Właśnie nim, modelem 3 Litre, jedzie Sammy Davis. Ma chyba szósty zmysł. Przed szybkim, dynamicznym esem poprzedzającym Biały Dom zwalnia bardziej niż to konieczne. Jednak nie spodziewa się barykady z wraków – robi rozpaczliwy unik, rozpruwa prawą burtę swojej wyścigówki i staje z wygiętym, rozchybotanym kołem.

Wieczorny karambol w 1927 r.

Reszta jest historią: Davis upewnił się, że w wypadku nie ma rannych wymagających pomocy, dokuśtykał uszkodzonym autem do padoku i po prowizorycznych naprawach jechał dalej, aż do końcowego zwycięstwa. A przywrócona do pierwotnej świetności „Old Mother Gun” triumfowała w Le Mans w rok później.

Kraksę przy Białym Domu uwiecznił Frederick Gordon Crosby, słynny angielski ilustrator motoryzacyjny – to jeden z pierwszych wizerunków w tworzącej się legendzie Maison Blanche.

Biały Dom – spotkanie 2

Rok 1950, osiemnasta edycja Le Mans. Zdjęcie zrobione 24 czerwca po południu pokazuje całą rustykalną prostotę gospodarstwa chłopskiego, które mimowolnie znalazło się o metr od trasy najsłynniejszego wyścigu świata. Bo przecież tylko nieliczne dawne tory – jak Brooklands, Monza, czy Montlhéry – wrzeźbione były trwale w krajobraz, zbudowane siłą i kosztem, bez mała widoczne z kosmosu. Większość lokalne automobilkluby, niecierpliwe, by konfrontować ze sobą nowe samochody, wytyczały na okolicznych drogach. Dobierając rzecz jasna takie, których naturalna topografia obiecywała dynamikę prędkości, zakrętów i hamowań, ale jednak drogi istniejące, które komunikowały wsie, przecinały łąki i pola, biegły przez lasy, spadały w kotlinki na mostki nad potokami. Kierowcy walczyli o trofea i własne życie wśród zapachu koszonego siana, nawozu z obór i dymu palonych liści. Dlatego Biały Dom nie ma w sobie nic specjalnego i właśnie ten bliski kontrast banalności ze światem spektaklu i dramatu sprawia, że jest tak niezwykły.

Biały dom w roli trybuny ludu

Ferrari 166 Mille Miglia z numerem 28 jedzie zwycięzca poprzedniego Le Mans, Peter Mitchell-Thomson drugi baron Selsdon. Z numerem 26 – Porfirio Rubirosa, sevrski wzorzec playboya epoki Dolce Vita. Obydwaj startujący prywatnie gentleman drivers mieli na trasie problemy i nie ukończyli tej edycji wyścigu.

Biały Dom – spotkanie 3

Jedenasty czerwca 1955 r. – osławiony najtragiczniejszy dzień w historii sportów motorowych. Zanim Michael Hawthorn gwałtownym manewrem sprowokuje unik Lance’a Macklina, zanim niski tył Austin-Healeya stanie się ostatnią skocznią dla przepotężnego Mercedesa 300 SLR z Leveghiem za kierownicą, który rozerwany na części, płonący magnezem poszybuje w tłum masakrując dwie setki osób (84 ofiary śmiertelne), obiektyw fotografa uchwycił scenę niemalże sielską, a jednak kasandryczną w swej wymowie. W tle pogodne popołudnie rodzącego się lata w Kraju Loary. Po prawej – Maison Blanche. I bohaterowie ujęcia: na pierwszym planie, zawsze rozpoznawalny po kasku z białym otokiem, Mike Hawthorn, ostatecznie fatalny zwycięzca wyścigu i jego Jaguar D-Type z numerem startowym 6. Za nim drugi z trzech fabrycznych Mercedesów – z numerem 19 jedzie nim arcymistrz Juan-Manuel Fangio lub (tego na zdjęciu nie poznasz) jego zmiennik, największy w dziejach as, w którego koronie zabrakło mistrzostwa: Stirling Moss.

Hawthorn i Fangio przy Białym Domu w roku 1955

Po katastrofalnym wypadku Levegha szef zespołu Alfred Naubauer wycofał z walki dwa pozostałe samochody, Fangia i Klinga. Hawthorn ukończył i wygrał wyścig, nie wiedząc jeszcze, że dyskusje o jego współwinie za tragedię toczyć się będą dziesiątki lat po jego bezsensownej, przedwczesnej śmierci w niecałe cztery lata po Le Mans 1955.

Trasa Le Mans biegła koło Maison Blanche do roku 1971. Później z powodów bezpieczeństwa poprowadzono ją specjalnie wytyczonym wariantem, przez Zakręty Porsche, ale do dzisiaj rasowi petrolheadzi słysząc „Biały Dom” dopiero w drugiej kolejności myślą o Ameryce.

Powrót

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *