2JiNBA + IttAi czyli jest chemia

Sprawdzianem samochodu są góry. Drogi gięte w poziomie i pionie egzaminują wyważenie auta, jego masę, kompetencje napędu i podwozia. Auta mniejszego kalibru o prawidłowo zestrojonej dynamice dają w górach więcej satysfakcji niż niejeden zawodnik cięższych kategorii. Doskonałym tego przykładem jest Mazda MX-5.

Nie ocenisz żaglówki bez spuszczenia jej na wodę. Gdy chcemy wypróbować samochód, poznać w nim to, czego nie mówią katalogowe dane, zabieramy go w góry. Droga nie tylko kręta, lecz także pochyła, pnąca się ku górze, przerzucona przez szczyty i opadająca łukami po stokach pozwala ocenić wyważenie, wpływ masy na jazdę, zgranie silnika, skrzyni i podwozia w to, co nazywamy jakością prowadzenia.

Samochód i górskie drogi wchodzą ze sobą w reakcję chemiczną. Jej produkty zależą od jakości substratów. Drogi w wybranym przez nas regionie znamy dobrze i za ten czynnik ręczymy. Jednak nie każde mocne i efektowne auto sprawdza się na nich i sprawia nam przyjemność z jazdy. Reakcja samochodu z górami zachodzi w pełni tylko wtedy, gdy wszystkie liczące się komponenty nomen omen komponują się ze specyfiką prowadzenia samochodu w górach. Sposób podawania mocy przez silnik, zestopniowanie skrzyni, praca układu kierowniczego, zawieszenia i hamulców – wszystko to musi współgrać z drogą i z techniką górskiej jazdy.

Inaczej nie ma chemii. Po jednej rundzie odstawiamy auto na parking i bierzemy inne. A przecież charakter techniczny to nie wszystko. Pozostaje niezwykle ważny czynnik niematerialny: podatność maszyny w działaniu na zrośnięcie się z kierowcą w jeden organizm. Czujemy ją wtedy, gdy impulsy składające się na prowadzenie przenikają od oka, nerwu, rąk i nóg na elementy sterowania samochodu tak, jak gdyby istoty żywej nie dzieliła od aparatu żadna ściana komórkowa. Pełne czucie, wierne reakcje płynące w obie strony bez żadnych szwów, opóźnień, rozmycia czy pośredniości.

Jeżeli ten warunek jest spełniony, kierowca nie odczuwa gabarytów samochodu, jego masy, oporów i sił bezwładności jako rzeczy do opanowania. Nie są już one czymś zewnętrznym, czym trzeba operować, lecz elementem integralnego czucia. Są częścią pracującego organizmu jak u narciarza na trasie giganta. Czucie, instynkt i praktyka zbudowana na dobrej technice jazdy są wtedy wszystkim. Prowadzenie samochodu, sterowanie obcym obiektem, kompletnie znika.

Właśnie tak prowadzi się Mazda MX-5. Zawsze i wszędzie, lecz w górach najłatwiej to poczuć i docenić. Poza obszarem jazdy spacerowej ten mały roadster (w naszym wypadku wersja RF ze sztywnym dachem otwieranym do postaci targa) zachwyca nas trzema cechami. Po pierwsze, jego mocno kompaktowa ergonomia sprzyja błyskawicznemu zrośnięciu się z kierowcą. Po drugie, elementy sterowania, obsługiwane przecież różnymi ruchami rąk i nóg, mają jedną kalibrację, wszystkie są z tej samej bajki, zgrane w konsekwentny mechanizm. Po trzecie, Emixpiątka daje ciągłą, dojmującą wyczuwalność tylnego napędu. Praca jej tylnej osi jest stale obecnym graczem. Wyrazistym i dynamicznym. Trzeba na niego uważać, pilnować go, rozgrywać. I właśnie to jest w tym aucie fascynujące – a przy tym bezpieczne – że czucie napędzanych kół nie zanika nigdy, podtrzymuje koncentrację i wyklucza, by o nich zapomnieć. Czasem tył chce się wymknąć, domaga się mikrokontry, przestrzega przed ujęciem gazu w zakręcie. W tym tkwi czynne bezpieczeństwo małej Mazdy, że o wszystkim w porę informuje, nie bryknie nagle i z zaskoczenia.

Jest jeszcze czwarta zaleta. Styl, filigranowa bryła o pięknych opływach, delikatne i rasowe proporcje nie zeszpecone, jak to bywa, elementem zbyt masywnym, lampą, zderzakiem lub ramą owiewki. Jednak estetykę MX-5 smakowaliśmy dopiero po jeździe, gdy nasza lekka kawaleria stygła na wietrze zza przełęczy.

Dwie Mazdy MX-5 RF zdały górski test nie tylko w kategoriach technicznego dopracowania. Co równie ważne, dostarczyły nam bezpośredniej, zmysłowej satysfakcji ze wspólnej dobrze wykonanej drogowej roboty. Okazuje się bowiem, że są one udanym produktem jeszcze innej reakcji chemicznej. Otóż każdy producent wkłada w skonstruowanie samochodu czynniki pozytywne – doświadczenie i umiejętności inżynierskie, ambicję konkurowania z innymi, negatywne – obowiązek spełnienia ograniczających norm, limity kosztowe wpływające na użyte materiały i części i wiele innych, które reagują wzajemnie. Ich finalny produkt nie zawsze zadowala w stosunku do włożonych środków. Czasem renomowany producent zawodzi oczekiwania, innym razem firma z końca peletonu zaskakuje in plus. Ale jeszcze ważniejsze jest znowu to, czy będzie chemia. Czy nowy samochód, suma całej wiedzy, materiałów i inwestycji przyniesie w efekcie radość kierowcy, przyjemność prowadzenia, chęć jazdy dla samej satysfakcji – właśnie tak, jak żaglówką pływa się dla chwili szczęścia, a nie dla pokonania przeszkody wodnej.

W tej drugiej reakcji Mazda sprawdza się równie doskonale. Jej słabe punkty to nie wady, lecz cechy segmentu. Kto świadomie wybiera mały sportowy roadster, nie będzie na nie narzekał. Dla nas ostatecznym „co należało wykazać” jest fakt, że MX-5 nie tylko nadążała na górskich przesmykach za mocniejszymi o połowę turboczteropędami, lecz dawała przy tym radość, poczucie lotnej zwinności w połączeniu z nieustanną koncentracją. Nie jedzie sama, nie usypia zmysłów, nie przedkłada zimnej skuteczności nad emocje i tym pokonuje rywali.

Powrót

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *