Tak szybko już nie pojadę cz. II

Akt trzeci: fortissimo

Fangio, choć w trudnym położeniu, miał niemałe atuty. Doskonale znał tor Nürburgring, lubił go, czuł się na nim jak w domu. Miał też pełne wyczucie Maserati 250F, z którym zrastał się w nierozerwalną całość. No i miał swój dzień: tę perłę czasu i sytuacji, kiedy wszystko wychodzi, a skala możliwości wydaje się nie mieć końca.

Mike Hawthorn, Mistrz Świata F1 w sezonie 1958. W niniejszej opowieści w podwójnej roli: ścigającego i ściganego

Z drugiej strony, po postoju i „fortelowym kółku” do mety zostało mu 8 okrążeń. Przewaga Anglików wzrosła do 48 sekund. Teraz ich Ferrari nie były już ciężkie – miały dużo mniej paliwa w bakach – a kierowcy nastawili się na wygraną i nie zamierzali pozwolić, by łatwo wymknęła im się z rąk. Mistrz wiedział, że jeżeli pragnie zwyciężyć, musi stanąć na granicy niemożliwego. Przecież konkurenci są rewelacyjni! W czasie, gdy on czekał w boksie, Collins zanotował nowy rekord toru: 9:28,9.

Podstęp chwycił. Romolo Tavoni, dyrektor sportowy Ferrari, młodszy i mniej doświadczony od Ugoliniego, pokazał swoim zawodnikom tablicę „Steady”. Zachować pozycje, oszczędzać auta. „Mike pierwszy, ja drugi” – potwierdził gestem Collins, przyklejony za Hawthornem jak boczny w parze myśliwców.

Ferrari 801 – modyfikacja wspaniałej Lancii D50, w sezonie 1957 broń Ferrari przeciw legendarnemu Maserati 250F…

I oto Argentyńczyk sięga po maksimum umiejętności. Zakręty zaczyna przechodzić o bieg wyżej. Zyskuje większe prędkości na prostych, kosztem mniejszej kontroli nad autem na łukach. W wielu miejscach już nie ujmuje gazu. Zyskuje po 9-10 sekund na okrążeniu. Na szesnastym różnica czasowa spada do 33 sekund. Konkurenci już wiedzą, że są ścigani, cisną na sto procent, a on i tak zbliża się, obcina im po 6 do 8 sekund na kółku. Na siedemnastym bije rekord toru: 9:28,5. I wtedy przechodzi jak gdyby w inny wymiar. Człowiek i maszyna stają się perfekcyjną jednością ze sobą i z torem. Ring jest mknącym tunelem czasoprzestrzennym, który na absolutnym limicie wyrywa się na boki, w górę i w dół, a jednak przednie koła, w balansie stale uciekającej i odzyskiwanej kontroli, ciągle trzymają go w ryzach. Na centymetry. Na śmierć i życie.

…i jego Nemesis – Maserati 250F w wersji z sezonu 1957. Dwa i pół litra, 6 cylindrów w rzędzie i 6-letnia długowieczność w najwyższej formule wyścigowej

Osiemnaste: 9:25,3 – rekord. Fangio jeszcze nie widzi dwóch czerwonych plam Ferrari, ale wie, że są niedaleko. Na końcu dziewiętnastego do odrobienia zostaje 13,5 s. Czas: 9:23,4. Rekord! Anglicy już nie jadą w szyku. Hawthorn ucieka fenomenalnie, Collins przestaje nadążać. Dwudzieste okrążenie Maserati z numerem jeden pokonuje w czasie 9:17,4: nie tylko rekordowo, lecz o osiem sekund szybciej niż w kwalifikacjach! To nie ma prawa się dziać.

Do Collinsa zostają dwie sekundy. Nie na długo. Na początku dwudziestego pierwszego samochód z trójzębem Neptuna rozdziela dwa bolidy ze stającym dęba ogierem. Na cięciach miota żwirem, tłucze jedno ze szkieł w goglach Collinsa, który odpuszcza pogoń.

Mike Hawthorn trzyma się jeszcze. Chodzi od prawej do lewej, by napastnik nie zaczepił się w jego ciągu aerodynamicznym. I to nie pomaga. Za Arembergiem Fangio odzyskuje prowadzenie. Nieznany z brutalnego oblicza jazdy, niemal spycha rywala. Podnosi rękę przepraszająco, ale przyśpiesza i zyskuje kolejne metry. W Adenau ostatni, desperacki atak Hawthorna, zassanego w podciśnieniowym wirze za 250F. Wepchnięcie nosa w lukę, moment jazdy łeb w łeb, ale więcej nie da się zrobić.

Fangio triumfalnie przecina linię mety z przewagą 3,6 sekundy. Zazwyczaj opanowany, kamienna twarz, tym razem nie kryje radości i ulgi. W boksie jego auto niknie w wiwatującym tłumie. Na podium Hawthorn i Collins cieszą się wraz z nim, jak gdyby to oni zwyciężyli; obejmują go, klepią po głowie i ramionach. Wiedzą, że we trzech stali się bohaterami heroicznego eposu.

Na mecie: od lewej Collins, Fangio i Hawthorn

Epilog: Tak szybko już nie pojadę

Zwyciężając w Niemczech, Fangio zdobył jedyny pełny tytuł mistrzowski Formuły 1 w historii Maserati. Dla siebie, indywidualnie, piąty – osiągnięcie poprawione dopiero po upływie niemal pół stulecia, przez Michaela Schumachera. Było to ostatnie wygrane Grand Prix Argentyńczyka. W sezonie 1958 startował jeszcze do lipca, ale wspaniałe Maserati 250F w szóstym sezonie startów rzucało już długi cień. Po GP Francji Fangio wycofał się. Wcześniej zaś swój niewiarygodny triumf na Nürburgringu skomentował następująco: „Nigdy aż tak nie ryzykowałem. Nigdy nie postawiłem się na tak cienkiej granicy. Już nigdy nie pojadę tak szybko i nie chcę tego. To był ten jeden, jedyny raz.”

A Collins, choć zdawał sobie sprawę, że on i Hawthorn zostali nie tylko pokonani, lecz wręcz wychłostani przez starego mistrza, skomentował porażkę z należnym szacunkiem: „Tego dnia Mike i ja zajęliśmy miejsca pierwsze i drugie. W kategorii zwykłych śmiertelników…”

Maserati z jedynką, czyli Fangio na betonowej nawierzchni Nürburgringu

10-minutowy dokument – relacja angielskiego sprawozdawcy z wyścigu

Dla wnikliwych: 22-minutowe sprawozdanie z wyścigu z anglojęzycznym komentarzem Alaina de Cadenet. Na filmie widać, że w GP Niemiec 1957 uczestniczyła tez Formuła 2, reprezentowana przez Porsche i Cooper-Climaxy. Widać także, że błędem byłoby porównywanie czasów okrążenia z innymi, w tym dzisiejszymi czasami. W latach 50 tor częściowo miał inny przebieg, z nawrotami południowym i północnym w miejscu, gdzie później powstał aktualny tor Formuły 1. Miał także więcej i to ostrzejszych zakrętów, więcej podbić powodujących skoki oraz bardziej wyboistą betonową nawierzchnię. Północna Pętla jest od lat łagodzona, zaokrąglana i przyśpieszana

Czterominutowa impresja na temat Fangio, pokazująca wspaniałą płynność i precyzję jazdy argentyńskiego arcymistrza

Powrót

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *