De Alpibus Commentarius

Gdy klucz zakulbaczonych motocyklistów lub pękaty kamper spowolnią Cię na bajecznych zakrętach Glocknera, a weekendowy sznur aut przedłuży zjazd Porta Claudią w dolinę Inn, upuść ciśnienia, kierowco. Fascynujących, sycących przygodą Alp nie zabraknie ci nigdy. Jedź w góry co roku, kolejnymi drogami, a za każdym razem znajdziesz ich nową, niezwykłą twarz.

Stara droga na Simplon (przełęcz Sempione). Rycina z XIX w.

Katedra i piramida

A więc skręcasz, poszukiwaczu alpejskich ścieżek samochodowych, w Toblach z Doliny Drawy w Strada Statele 51, drogę zwaną „niemiecką”. Mijasz łąki nie tak soczyście limonkowe jak w bawarskim Chiemgau, lecz blado przypalone słońcem, a wyżej ołowiane ściany obłożone reglem. Stopniowo nabierasz wysokości – ku Cortinie. Nie zapomnij przystanąć w połowie jedenastego kilometra, bowiem widok z tego miejsca, to jeden z fenomenów Dolomitu. Mocarna bryła w oddaleniu, ujęta szczerbiną bliższych zboczy. Lavaredo. Choć na inne strony rozwija się w strzępiastą kulisę skalną, pokazując z osobna swoje Tre Cime – trzy szczyty – widziana z drogi, wydaje się zblokowanym masywem, dwuwieżową katedrą, srebrzystą za dnia, a orzechową w pogodny zmierzch.

Lavaredo (przez mocny teleobiektyw) z drogi SS51

Kiedy zaś zbliżasz się od południa do Cervinii, jadąc w górę klinowatą doliną, drogą wzdłuż strumienia wśród liściastych drzew, za jednym z płytkich zakrętów za Buisson dostrzegasz kosmiczne widmo. Kształt nierealny, odrealniony mglistym blaskiem powietrza, ale i niemożliwy w swej fosforyzującej bieli i geometrycznej perfekcji. Opisywany od dwóch i pół stuleci przez podróżników, przyrównywany do piramidy, kryształu, obelisku. A on po chwili potwierdza swą zupełnie rzeczywistą obecność. Za kolejnymi zakrętami pojawia się znowu, magnetycznie przyciąga wzrok, zdaje się wzywać. Wiesz w takiej chwili, że choćbyś nie posunął się ani o metr dalej, już go widziałeś. Ponad dachami Le Perreres i Breuil, z odległości niemal dwudziestu kilometrów, widziałeś w swoim życiu Monte Cervino, po szwajcarskiej stronie zwany Matterhornem.

Matterhorn od południa (więc raczej Monte Cervino)

Prawie 400 km dzieli te legendarne góry. Wytyczają zasadniczą, równoleżnikową kurtynę wysokogórską, a przecież to tylko część kolosalnego alpejskiego wachlarza. Na zachodzie zakręca on ku morzu, przez Val d’Isère i Barcelonnette, aż do Monako. Na wschodzie ciągnie się przez Karawanki i Alpy Styryjskie, niemalże sięgając Balatonu.

Gran Turismo

Góry to dla kierowcy trzeci wymiar. Do trajektorii zakrętów, punktów wejścia, odprężania podwozia u świtu prostej dochodzi wzmocnienie kinetyki nachyleniami drogi. Wiele łuków trasowanych na wznoszeniu przechodzisz bez hamowania: ujęcie nasilone grawitacją pozwala zaprzeć przód i wytrzymać siłę znoszenia. Zakręty kończące długie spadania – na odwrót. Mało im bywa hamulca sprzęgniętego z redukcjami, wyciskanymi od szczytu krzywej, gdzie są najbardziej pożywne. Dlatego nie dbasz na górską wyprawę o najpotężniejsze auto. Większe usługi odda ci lekkie, które nie wpada w wielotonowe bezwładności na zjazdach z przełęczy.

Supercar Club na Passo di Pennes

Wiem – Alpy to także ruch. Juczne wakacyjnie SUVy, kampery, motocykle i długie odcinki o wymarzonym, torowym przebiegu przejechane w kolumnie aut. Nie frustruj się tym. Zmień porę lub jeszcze lepiej, zmień nastawienie. Z myśliwca górskich serpentyn z wąskim celownikiem na nomadę alpejskiego kosmosu. Kapilarnej siatki dróg nie zabraknie tu nigdy, są ich dziesiątki tysięcy, w Sabaudii, w Ligurii, w Penninie i Lugano, w retyckim i w gardańskim paśmie. Podchodzą pod Lyon, pod Wiedeń, pod Monachium, Wenecję i Niceę, a ilekroć byś wracał na kolejne drogi, zawsze zostanie ich nadmiar na kolejne dekady wypraw.

Drogowy bezmiar Grossglocknera

Czwarty wymiar

Nie uroń ani kropli z czystej i dokładnej techniki jazdy, ale z dynamiką długiej fali. Patrz, jak lekkie stają się odległe kolory, na jak stromych łąkach zawieszone są biało-drewniane chalets o wiecznie tym samym kącie kalenic, jak potoki cukrzą się na kamienistych progach. Wrażenia i obserwacje, zmiany światła, zapachów, temperatur niech cierpliwie budują doznanie podróży. Oto za przełęczą inny akcent, nowy krój geologii, grube tynki wapienne, kwiaty na balkonach i nazwy gospodarstw malowane ostrą literą na fasadach. Stado krów nie rudych, lecz szarych jak stal. Blaszane dzwonki słyszane z trzech kilometrów.

Zmiany barw i światła, kalejdoskop geometrii, powódź powietrza

Wieczorem, nad chlebem, speckiem i kielichem bolzańskiego Lagrein dodaj czwarty alpejski wymiar. Surowe i zmienne stulecia. Za Rzymu – biała plama, teren wrogi, do przebycia z obawą i wstrętem. Przez tysiąc lat kolonizowany coraz wyżej i wyżej, po zioła, dziczyznę i skóry. Z czasem – hodowla, pasterstwo, nabiał i wełna, rzemiosła i handel z miastami. Wielkie klasztory, kamienne dzwonnice i ławice kapliczek. Małe zlodowacenie, kontratak lodowców, bieda i migracja w doliny. Aż wreszcie, oświecenie. Podróżnicza ciekawość, Alpy przyrodników, geologów, fizyków i kartografów. I przełom romantyczny: przerażające jest piękne; groźne – fascynuje. Kordian na Mont Blanc. Angielscy rysownicy, dzienniki podróży. Pionierzy alpinizmu i narciarstwa. Odkrycie klimatu, uzdrowiska, saneczki. Kolarstwo i kajakarstwo. Spokojny, zdrowotny trekking. Moda na Alpy.

Gdy szybujesz w dół z panoramą Alp Sarentyńskich

Przestrzeni, krajobrazów i tras nie zabraknie. Spiętrzone drogowe podesty Passo Campolongo to inny świat niż zjazd od Vallorcine do Martigny. Od filcowo-skórzanego Salzkammergut daleka droga do panoramy Monte Rosa oglądanej znad Turynu, a brzegi jeziora Biel trzy dni ważonego spaceru samochodowego dzielą od Kranjskiej Gory nad Sawą. Nie śpiesz się, chłoń wrażenia i poznawaj alpejski bezkres.

Ruszaj i jedź przed siebie. Alp nie zabraknie Ci nigdy

Z Garmisch-Partenkirchen w stronę Mittenwaldu, z łańcuchem Karwendel w tle

W drodze na przełęcz Bernina w Szwajcarii

Wschodniem brzegiem Gardy, ku Rivie

A może założyć tu bazę, by całymi dniami wznosić się i opadać? Austriackie Taury Wysokie

Gumowa sprężystość serpentyn – okolice Heiligenblut

Po przełęczą Stelvio, czyli robota do wykonania

Widok ze Stelvio na wschód, na Val Venosta. To nie jest szlak dla techniki jazdy, ale krajobrazowo należy do ścisłej czołówki

Szare na złote. Passo di Valparola, gdy od Cortiny wjeżdżasz do Alta Badii

Głęboki oddech w zabielonym światłem powietrzu

Cztery kolory w setce odcieni. Zjazd z gór do San Cassiano

Kwintesencja wiekowych tradycji: angielski podróżnik w Alpach

Góry skaliste? Niewątpliwie tak. V8 rodem z Detroit dał się oszukać

Chwila chłodzenia – i w dalszą drogę, zanim zajdzie słońce

 

Jeśli szczęśliwy sen kierowcy da się zilustrować jednym kadrem…

Powrót

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *